“Superman. Na wszystkie pory roku” to album cieszący się zasłużonym kultem i jedna z tych pozycji, która jest wymieniana jednym tchem na listach najlepszych opowieści o Człowieku ze Stali. Pod koniec lat 90. duet znany z “Batman. Długie halloween”, czyli scenarzysta Jeph Loeb i rysownik Tim Sale, dali światu cztery zeszyty - po jednym na każdą porę roku - w których mogliśmy oglądać Supermana oczami osób z jego otoczenia. Perspektywy ojca, Lois Lane, Lexa Luthora i Lany Lang pozwalają dostrzec to, co w tym bohaterze najważniejsze - nie tylko niesamowitą siłę, szybkość i wytrzymałość, ale przede wszystkim ogromne serce i empatię.
Historie podporządkowane są czterem porom roku, a dzięki akwarelowym kolorom, których autorem jest Bjarne Hansen, komiks posiada wyjątkowy klimat retro, jak ze starego zdjęcia lub nieco przykurzonej pocztówki. Dobrze koresponduje to zarówno z pierwszoosobową narracją, jak i z małomiasteczkowością Smallville i rozmachem Metropolis - miejscami wyjętymi jakby spoza czasu. Dodając do tego, że w albumie “Superman. Na wszystkie pory roku” nie uświadczymy nie wiadomo jak spektakularnej akcji (choć samemu komiksowi rozmachu nie brakuje, to skupia się on raczej na przyziemnych - jak na Supermana - wydarzeniach), to otrzymujemy mocno osobistą opowieść najpotężniejszym człowieku na Ziemi, który jednocześnie jest zaskakująco skromny i prostolinijny.
Album w ramach kolekcji “DC Deluxe” ukazał się w powiększonym formacie, posiada płócienną okładkę i obwolutę, a także całą masę dodatków. Podstawowa treść zamyka się na 210 stronach, zaś całe wydanie liczy ich aż 368. Na tych ponad150 dodatkowych stronach znajdziemy między innymi szkice i plansze w tuszu, fragmenty scenariusza, informacje zza kulis, a także cztery krótkie komiksowe opowieści. W tych Loeb i Sale powrócili do Smallville i Metropolis, pokazując m.in. noc studniówki Clarka, jego pierwsze spotkanie z Bruce’em Wayne'em czy poruszającą historię o chorym na raka chłopcu, którego Supermanowi nie udało się uratować. Każda liczy zaledwie kilka stron i nie umywa się do podstawowej części albumu, ale to miły dodatek, który docenią wszyscy kompleciści.
Mimo upływu lat “Superman. Na wszystkie pory roku” dalej jest pozycją absolutnie świetną i mało jest opowieści o Kryptończyku, które zbliżyłyby się do tego poziomu. Loeb i Sale rozumieli, o co chodzi w postaci Człowieka ze Stali i potrafili wiarygodnie zaprezentować jego zalety czytelnikom, tworząc melancholijną i nostalgiczną opowieść o bohaterze szybszym niż pocisk. Kto szuka tylko komiksowej rozwałki i walk z potężnymi wrogami, ten raczej nie będzie usatysfakcjonowany po lekturze (od razu może sięgnąć po “Śmierć Supermana”, gdzie dostanie to wszystko z nawiązką). Ale kto chce zagłębić się w naturę Supermana, poznać jego motywacje i wydarzenia, które go ukształtowany, spojrzeć na bohatera oczami bliskich mu postaci (i największego wroga), ten w albumie Loeba i Sale’a znajdzie masę dobra.
10/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz