> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

środa, 2 lipca 2025

Lucky Luke. Kowboj w bawełnie - recenzja

Stęskniłem się za Lucky Lukiem, bo wydawnictwo Egmont od kilku lat wydawało przede wszystkim wznowienia albumów, które już znałem, mając stare wydania. Tym bardziej cieszy więc, że najnowsza część przygód kowboja szybszego niż jego własny cień przypomina, za co pokochaliśmy serię Morrisa i Goscinnego. Choć legendarni autorzy nie stoją za "Kowbojem w bawełnie", to dostajemy jeden z najlepszych albumów w serii.



Daltonowie znowu uciekają, ale tym razem łapie ich Bass Reeves, czarnoskóry marshall. Luke tymczasem przebywa na wakacjach, gdy dowiaduje się, że został właścicielem ogromnej plantacji bawełny. Udając się na południe, nie spodziewa się, że przyjdzie mu stawić czoła ludzkiej podłości i nienawiści w najgorszym wydaniu: ugruntowanej przez lata podziałów rasowych, niewolnictwa utożsamianych przez członków pewnej organizacji ubranych w białe kaptury.

Odmienny punkt wyjścia i zmiana scenerii (pustynne krajobrazy Zachodu zastępują z jednej strony bagniste, z drugiej pełne przyrody obrazki z Południa) owocują odświeżeniem znanego i lubianego schematu. Jednocześnie uczynienie bohaterami niewolników, którzy od pokoleń pracują na plantacjach i są okropnie traktowani przez białych właścicieli, zmienia optykę patrzenia na tę czysto rozrywkową serię, czyniąc album poważniejszym. Nie brakuje oczywiście humoru (a kilka gagów jest naprawdę wybornych), ale to śmiech podszyty smutkiem - rzecz, która jeszcze w "Lucky Luke'u" nie miała miejsca, mimo że przecież seria często flirtowała z historycznymi wydarzeniami.

Wszystko oczywiście dalej jest ubrane w cudzysłów umowności, bo światem tym rządzą kreskówkowe zasady. Trudno się nie uśmiechnąć, gdy Luke ma szansę spuścić manto Ku Klux Klanowi. A mimo to, “Kowboja w bawełnie” czyta się inaczej. Album świetnie się sprawdza, jako rozrywka, ale też przez poruszane wątki i osadzenie akcji na Południu, scenarzysta Jul i rysownik Achdé zadbali, by komiks  miał też poważniejszą stronę. Dydaktyzm? Raczej szacunek dla uciśnionych. A nawet jeśli, to podany z lekkością, której mogłyby pozazdrościć inne “edukacyjne” tytuły. To trzeci album stworzony przez duet Jul/Achdé i chyba najlepszy z dotychczasowych - a w sierpniu będziemy mogli sprawdzić, jak twórcy poradzili sobie w przygodzie zatytułowanej “Arka Bzika”. Ja na pewno czekam.

8/10

Brak komentarzy: