„Hellblazer” Warrena Ellisa to w sumie jedenaście zeszytów – jedna dłuższa historia (zaprezentowany w sześciu częściach „Nawiedzony”), pięć krótkich historii („Pod kluczem”, „Kołyska”, „Zachodzące słońce”, „Kolejna pieśń o miłości”, „Opowieści”) oraz pierwotnie odrzucony w procesie wydawniczym, kontrowersyjny one-shot „Strzelaj”.
„Nawiedzony” to najlepszy komiks w zbiorze. Ellis ma czas, by niespiesznie opowiedzieć historię, zarysować tło i przedstawić bohatera. Fabuła nie należy do najprzyjemniejszych – ktoś brutalnie morduje byłą dziewczynę Johna Constantine'a, magicznie ją przed śmiercią wykorzystując i makabrycznie okaleczając. John wyzbywa się wszelkich skrupułów, by tylko dopaść zabójcę. Akcja rozgrywa się w najpodlejszych rejonach Londynu, wśród ćpunów, morderców i gwałcicieli, a brud i syf tej opowieści zdają się lepić do czytelnika z każdą przewróconą stroną. Sam John wyrasta tu na niezłego skurwiela, co niejako jest usprawiedliwione żądzą zemsty i miejscem akcji – Constantine oddycha Londynem, a to miasto przesiąknięte złem. „Nawiedzonego” można czytać z palcem na mapie, bo Ellis czyni z miasta równorzędnego bohatera komiksu, ukazując i charakteryzując kolejne dzielnice.
Zło zakorzenione w Londynie widać również w kolejnych historiach Ellisa, gdzie stawia on na drodze maga najgorszych degeneratów. Magia w „Hellblazerze” wyzwala w ludziach demoniczne instynkty, dając im złudne poczucie władzy, a miasto jeszcze dodatkowo wszystko intensyfikuje. Od najemcy, zabijającego swoich lokatorów, przez ducha zbrodniarza wojennego i pisarza, który uwierzył, że wszedł w posiadanie kołyski antychrysta – wszyscy oni znajdują się na granicy obłędu, a magia jest dla nich usprawiedliwieniem bestialskich czynów.
Trzy ostatnie historie odstają od tego schematu. I dobrze, bo inaczej „Hellblazer” Ellisa mógłby okazać się niestrawny. „Kolejna pieśń o miłości” to nocny spacer pijanego Constantine'a, który wspomina dawne kochanki, przyjemne i melancholijne spojrzenie w przeszłość, wspomnienie gorących uczuć i bolesnych rozstań. „Opowieści” to niewiarygodna (i pełna absurdalnego humoru) historia opowiadana przez Johna przy piwie – o powiązaniach brytyjskiej rodziny królewskiej z rasą ogromnych jaszczurów. Na koniec zostaje „Strzelaj”. Komiks wręcz publicystyczny – próba zrozumienia powodów stojących za strzelaninami w szkołach i nastolatkami sięgającymi po broń. Mocne, niewygodne, ale jednocześnie nieco zbędne – przynajmniej jako historia o Johnie Constantinie.
„Hellblazer” w interpretacji Warrena Ellisa ma wszystko to, czego zabrakło mi w runie Briana Azzarello. Jego John Constantine jest niejednoznacznym bohaterem, który ma sporo na sumieniu. Który jest zmęczony otaczającym go syfem i całą ludzką podłością, który wie, że czasem nie ma szczęśliwych zakończeń, który jest pozbawiony nadziei. Który egzystuje w przesiąkniętym złem Londynie nieco na autopilocie, bo to jedyny sposób, żeby przeżyć w tym paskudnym świecie.
8//10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz