W drugim tomie „Strażników galaktyki” tytułowa drużyna próbuje zakończyć Wojnę Królów, skacze między różnymi wersjami przyszłości i mierzy się z Powszechnym Kościołem Prawdy. Trzynastka bohaterów co chwilę napotyka nowe kłopoty, a rozwiązanie jednego problemu tworzy dziesięć kolejnych. Dzień jak co dzień dla ekipy Star-Lorda.
Dan Abnett i Andy Lanning zaczynają domykać wątki, które rozpoczęli jeszcze w pierwszej „Anihilacji”. Pomimo natłoku postaci oraz rozgałęziającej się z każdym zeszytem historii, całość czyta się szybko i przyjemnie. Wyjątkiem mogą być pierwsze zeszyty, wchodzące w skład crossovera „Wojna Królów”, które bardzo odczuwalnie skaczą w czasie – Strażnicy spotykają Starjammers, a chwilę później są już po wspólnej misji, a o jej rezultacie dowiadujemy się w dialogach.
Na szczęście gdy tylko scenarzyści zostają zwolnieni z crossoverowych reguł, całość nabiera tempa i gna na złamanie karku. Drużyna dzieli się i jednoczy, bohaterowie giną i zmartwychwstają, a kolejne wizje przyszłości są coraz mniej optymistyczne. Wszystko prowadzone przez zgraję kosmicznych osobliwości, z których na pierwszy plan wychodzą Moondragon i Phyla-Vell (ej, Jamesie Gunnie, doczekamy się ich aktorskich wcieleń?) oraz wprowadzający nieco humoru Rocket i Cosmo.
Nie chcę wchodzić w szczegóły historii – zresztą jej streszczenie zajęłoby kilka stron – ale gwarantuję, że fani kosmosu Marvela nie będą zawiedzeni. Abnett i Lanning powoli zmierzają do końca swej sagi i czuć, że na zamknięcie zostawili coś wybuchowego.
8/10
"Strażnicy Galaktyki" ukazali się nakładem wydawnictwa Egmont Polska.
Najnowszy tom przygód Kaczora Donalda autorstwa Carla Barksa może okazać się ciężkim orzechem do zgryzienia nawet dla tych, którzy dotychczas czerpali przyjemność z mających już swoje lata komiksów. Przyczyną tego stanu rzeczy są trzy nader obszerne historie: tytułowi „Zagubieni w Andach”, „Kto podskoczy szeryfowi?” oraz „Złota choinka”. Pierwsza opowiada o wyprawie Donalda i siostrzeńców po kwadratowe jaja (czytelnicy mogą je kojarzyć z kontynuacji autorstwa Dona Rosy), w drugiej z kaczora okazuje się fanatykiem westernów i postanawia zostać szeryfem, a w trzeciej Hyzio, Dyzio i Zyzio chcą mieć Święta na bogato, co jest nie w smak pewnej niesympatycznej czarownicy.
Zaletą zbiorów prac Barksa była dotychczas ich różnorodność. Nawet jeśli nie kupowaliśmy kaczorów w danej opowiastce, kolejna była utrzymana w zupełnie innej konwencji. Niestety, jeśli jedna historią ciągnie się za długo, spada tolerancja dla ich archaizmów i głupotek. Najlepszym tego przykładem jest „Kto podskoczy szeryfowi?”, szybko eksploatujące westernowe kody, zbyt naiwne nawet dla najmłodszych czytelników (machina znakująca konie) i każące się mocno zastanowić nad możliwościami intelektualnymi Donalda.
„Zagubieni w Andach” bronią się absurdalnym pomysłem kwadratowych jaj oraz zabawnym prologiem, przybliżającym burzliwe losy norweskiego tłumaczenia komiksu. Z kolei w „Złotej choince” cieszy pojawienie się dalekiej kuzynki najsłynniejszej wiedźmy Disneya. Niestety, obie historie wykładają się właśnie z powodu swej długości, przy której nie pomaga nawet pomysłowość Barksa.
Przyjemniej wypadają natomiast krótsze opowiastki, oscylujące wokół codzienności Kaczogrodu: Donald ma nowe pomysły na pracę, Sknerus nie chce wydać nawet dolara, siostrzeńcy urządzają sobie wagary, Daisy oczekuje pereł, a Goguś ma zawsze szczęście. Wszystkie są co prawda proste i nieco trącą oderwaniem od dzisiejszych realiów, ale za to wypadają na tyle różnorodnie, że nie sposób się przy nich nudzić.
6/10
Seria „Kaczogród” ukazuje się nakłademwydawnictwa Egmont Polska.
Autor recenzji: Jakub Izdebski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz