Siódmy tom kolekcji Dona Rosy o podtytule „Skarb dziesięciu awatar” jest szczególnie ciekawy dla wszystkich fanów Kaczora Donalda i Wujka Sknerusa. To nie tylko kolejna dawka zazwyczaj świetnych komiksów o kaczkach, ale również cztery całkiem premierowe komiksy, które nigdy wcześniej nie ukazały się po polsku.
Album rozpoczyna „Był sobie raz na zawsze kaczor”, w której Donald i siostrzeńcy przenoszą się do czasów króla Artura. Sam Rosa przyznaje, że nie jest to jego ulubiony komiks, a fabuła – zaczerpnięta z innego jego komiksu – jest mało „kaczkowa”. Mimo że te dwadzieściakilka stron czyta się bez bólu, to rzeczywiście trudno oprzeć się wrażeniu, że całość nie do końca jest stworzona w klimacie, do którego przyzwyczaił nas Rosa. Na szczęście tego samego nie można powiedzieć o tytułowej historii – to niemal trzydzieści stron o poszukiwaniu legendarnego skarbu Szambali. Sknerus, Donald i siostrzeńcy udają się do Indii i odnajdują pradawną świątynię pełną pułapek. To przygoda, której nie powstydziłby się sam Indiana Jones, pełna akcji i humoru – jeden z najlepszych komiksów w zbiorze. Poziomem dorównuje mu „Najlepszy prezent” - kolejna długa historia, tym razem stworzona z okazji 50. lecia powstania postaci Sknerusa, w której przeciwko miliarderowi łączą siły Bracia Be, Magika de Czar i Granit Forsant. Jak łatwo się domyślić, to opowieść pełna rozmachu, ze świetnym tempem i wieloma zwrotami akcji. Całkowicie dałem się porwać i uważam, że to jeden z najlepszych komiksów Rosy. Premierowy materiał w tomie uzupełnia jednoplanszowy gag „Wynalazek na sto dwa”.
Poza tym w siódmym albumie kolekcji Dona Rosy znajdziemy dobrze znany czytelnikom rozdział dodatkowy do „Życia i czasów Sknerusa McKwacza” („Stróż prawa z Pizen Bluff”), kultową historię „Odwróceni”, w której Magika rzuca na Sknerusa i Donalda czar, przez który grawitacja działa na nich inaczej. Ponadto dwa dłuższe komiksy – jeden o poszukiwaniu El Dorado i drugi o wyprawie w kosmos.
Siódmy tom kolekcji Dona Rosy to zbiór bardzo różnorodnych komiksów, po które zdecydowanie warto sięgnąć. Największą gratką są oczywiście nigdy wcześniej nieopublikowane w Polsce opowieści (a przynajmniej dwie z nich są absolutnie świetne), jednak cały tom jak zawsze trzyma wysoki poziom. Fani Dona Rosy wiedzą, że nie mogą przegapić tomu siódmego, jednak warto polecić go również wszystkim innym.
8/10
„Klątwa Białego Rycerza” to drugi tom przygód Batmana w wykonaniu Seana Murphy'ego. Autor dalej bawi się elementami mitologii Mrocznego Rycerza, a tworząc opowieść osadzoną poza głównym continuum DC Comics może pozwolić sobie na więcej niż twórcy odpowiedzialni za regularne serie o Nietoperzu. W pierwszym tomie swojej serii Murphy wywrócił do góry nogami życie Jokera, tym razem czerpie z takich historii jak „Miecz Azraela” czy „Knightquest”, nie braknie też nawiązań do „Batmana” Tima Burtona z 1989 roku.
W fabule sięga też do początków Gotham City, miesza w dziedzictwie Wayne'ów, poddaje pod wątpliwość zasadność krucjaty Batmana. I choć jest ekscytująco, to nie wszystkie rozwiązania fabularne mi odpowiadają (Murphy trochę zbyt łatwo pozbywa się ważnych dla Batmana postaci). Podobnie jak w przypadku tomu pierwszego, można odnieść momentami wrażenie, że czyta się fanfik. Świetnie narysowany, posiadający kilka intrygujących pomysłów, ale jednak fanfik, gdzie autor bawi się kolejnymi elementami mitologii Batmana niczym zabawkami. A jeśli któraś mu się znudzi, to bezrefleksyjnie się jej pozbywa. Jasne, to z początku robi wrażenie, ale zastanawiam się jakie będzie miało konsekwencje dla dalszych tomów serii. I kiedy Murphy stwierdzi, że może jednak trochę przesadził i z klockami, które mu zostały, nie bardzo ma co dalej zrobić.
Abstrahując od niekiedy kontrowersyjnych rozwiązań fabularnych, trzeba przyznać, że Sean Murphy dalej ma moc w łapie. Pojedyncze kadry, duże rozkładówki, dynamiczne sekwencje akcji, klimatyczne ujęcia – od strony graficznej „Klątwa Białego Rycerza” robi piorunujące wrażenie i choćby tylko z tego powodu, warto po ten album sięgnąć. Nie ukrywam, że choć nie wszystko mi się podoba, to szanuję Murphy'ego za inną wizję Batmana i konsekwencję, z którą ją rozwija. Jestem też ciekaw, co jeszcze przytrafi się obrońcy Gotham w kolejnych historiach z Murphyverse.
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz