> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

środa, 15 grudnia 2021

Deadly Class, tom 7. Miłość jak krew - recenzja

„Deadly Class” sprawiło mi ogromny problem już podczas lektury pierwszego tomu. Seria zachwycała dynamiką rysunków Wesa Craiga, ale też prowokowała do kolejnych facepalmów weltschmerzem głównego bohatera. Scenarzysta Rick Remender umiejętnie ładował młodocianych zabójców w kolejne kłopoty, by zaraz uraczyć czytelnika toaletowym humorem z dna szamba. Uczucie rozdźwięku pogłębiało się wraz z kolejnymi historiami. Raz było „wow”, raz było „fuj”, raz „awesomeee”, raz „ja p******ę”. Nie przedłużając: siódmy tom „Deadly Class” jest przeważnie „wow” i „awesomeee” – a przynajmniej stara się taki być. Remender nieustannie dorzuca zajebistości do pieca, bo reaktor na pewno wytrzyma (spoiler: czasem nie wytrzymuje).

 


Ogromna większość „Miłości jak krew” skupia się na próbie odparcia ataku yakuzy przez dwie nieprzyjazne sobie grupy studentów. Wrogów jest „jak mrówków”, co wymusza niecodzienne sojusze w celu przetrwania. Czyta się to bardzo szybko, a akcja i atrakcyjność niemal od razu wypierają resztki logiki i zdrowego rozsądku. Najlepszym przykładem jest Brandy, w finale poprzedniego tomu, ugodzona w brzuch, która teraz bije rekord Pana Pomarańczowego w „ogarnianiu sytuacji z krwawiącymi jelitami”. Przy okazji wątek odwiecznej rywalizacji Marcusa z Victorem otrzymuje zaskakujące, acz satysfakcjonujące, rozwiązanie.

Remender umiejętnie wplata w gorefest ciche momenty, pozwalający bohaterom na mniejszą lub większą ewolucję. Są one krótkie, ale mają swój ciężar emocjonalny. Szczególnie wspomniane starcie Marcusa z Victorem, dające nadzieję, że nasz protagonista w końcu przestał być największym edgelordem w okolicy. Przy okazji prowadzi ono do jednego z najfajniejszych momentów w finale. Z drugiej strony Remender nigdy nie potrafił się pohamować, co widać także w „Miłości jak krew”. Pod koniec robi się już za dużo kolejnych walk, strzelanin, niebezpieczeństw i hektolitrów przelanej krwi.

Nie przekonuje także dramatyczna końcówka. Niemniej ciekawi mnie, jak wpłynie ona na relacje między członkami grupy. Patrząc na poprzednie perypetie ekipy Marcusa – można spokojnie założyć, że bezkrwawo to się nie rozwiąże.

7/10

Seria „Deadly Class” ukazuje się nakładem wydawnictwa Non Stop Comics.
Autor recenzji: Jakub Izdebski

Brak komentarzy: