> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

piątek, 10 grudnia 2021

Wujek Sknerus i Kaczor Donald, tom 9. Powrót trzech caballeros - recenzja

Kolejny tom przygód mieszkańców Kaczogrodu znów pokazuje, ile różnych opowieści potrafi wycisnąć z tego świata Don Rosa. Twórca „Życia i czasów Sknerusa McKwacza” raczy nas ośmioma historiami, w których podniesione do absurdu przyziemne problemy przetasowane są z magią i poszukiwaniem skarbów.



Hitem jest reklamowany na okładce „Powrót trzech caballeros”. Fabuła nawiązuje do jednego z mniej znanych filmów Disneya z 1944 roku, w którym Kaczor Donald świętował swoje 10 urodziny w towarzystwie papugi José Carioci i koguta Panchito Pistolesa. Historia, opisujące ich przypadkowe spotkanie po latach, rzuca ich w wir przygód, oscylujących wokół poszukiwań zaginionego skarbu i ucieczki przed meksykańskim bandytą. Oczywiście Rosa nie mógł sobie odmówić dosyć oczywistych odniesień do „Skarbu Sierra Madre” Johna Hustona. Całość wychodzi od pytania „czy Donald ma kumpli”, by w finale dać na nie jednoznaczną i nieco ściskającą za serduszko odpowiedź.

Pozostałe opowiastki także trzymają wysoki poziom. W historii „Dawnych wspomnień czar” Rosa przedstawia punkt widzenia pechowej monety, która okazuje się mieć dla Sknerusa niewiele mniejszą wagę od pierwszej zarobionej dziesięciocentówki. Z kolei w „Meandrach architektury” porzuca na chwilę kaczą rodzinę i skupia się na Braciach Be, planujących kolejny skok na fortunę McKwacza. Przy okazji załącza też nader szczegółowy plan skarbca – jakby ktoś chciał go kiedyś odtworzyć za pomocą np. klocków Lego. „Każda różdżka ma dwa końce” w kreatywny sposób ukazuje następstwa perfidnego uroku rzuconego przez Magikę De Czar (bolesne przede wszystkim dla Donalda), a „Pierwszy wynalazek” rozwija mitologię Kaczogrodu, przedstawiając kulisy powstania najważniejszej maszyny w życiu Diodaka (na pewno wiecie, o kogo chodzi).

Każdą fabułę czyta się z przyjemnością, a przez swoje zróżnicowanie lektura tomu nie męczy i jeśli macie 2-3 godziny wolnego czasu, zapewne „pęknie” on za jednym posiedzeniem. Wszystkie historie są opowiedziane w nieco innej konwencji, a stojący za nimi proces twórczy możemy poznać w materiałach dodatkowych – a do wysokiego poziomu „materiałów dodatkowych” w „Wujku Sknerusie i Kaczorze Donaldzie” zdążyliśmy się już przyzwyczaić.

To przedostatni tom twórczości Rosy. Często w końcowych momentach serii czuć zmęczenie materiału. Nie tym razem. Tak bardzo nie tym razem.

8/10

Autor recenzji: Jakub Izdebski

Brak komentarzy: