> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

piątek, 7 stycznia 2022

Korzenie rodzinne [Jeff Lemire, Phil Hester] - recenzja

Punkt wyjścia nowego komiksu Jeffa Lemire’a można uznać za intrygujący. Oto ośmioletnie dziewczynka na oczach rodziny zaczyna zmieniać się w drzewo. Transformacja postępuje powoli, ale nieubłaganie. Czy zrozpaczona matka zgodzi się na pomoc ze strony szalonego dziadka, który twierdzi, że jako jedyny może pomóc dziewczynce? Czy transformację da się zatrzymać? Czy zmiana ośmiolatki może wieszczyć nadchodzący koniec świata? Na część z tych pytań Jeff Lemire i rysownik Phil Hester udzielają odpowiedzi w swoim nowym komiksie - “Korzenie rodzinne”.



Kanadyjczyk kolejny raz w centrum fabuły stawia rodzinę, ale międzyludzkim relacjom nie poświęca wiele uwagi. Tym razem istotniejsza jest akcja. “Korzenie rodzinne” czyta się w oszałamiającym tempie - dwanaście zeszytów pęka przy jednym posiedzeniu. Akcja gna na złamanie karku i choć nie można się nudzić, to miałem wrażenie, że gubią się w tym emocje. Rytm wyznaczają kolejne cliffhangery, strzelaniny i potyczki z tajemniczą sektą, która chce zabić zmieniającą się w drzewo Meg.

Akcja rozgrywa się w kilku planach czasowych, co z pewnością stanowi uatrakcyjnienie narracji. Nie brakuje tu dobrych pomysłów (chociażby postać dziadka-weterana oraz jego gadatliwej protezy), jednak trudno nie mieć wrażenia, że nie zostały one odpowiednio dopracowane. Finalnie scenarzysta nie tłumaczy przyczyn tajemniczej przemiany, która jest punktem wyjścia jego najnowszego komiksu. Takie rozwiązanie znajdzie zarówno zwolenników (którzy będą mogli interpretować wydarzenia po swojemu), jak i przeciwników (rozczarowanych brakiem konkretu).

“Korzenie rodzinne” to szybka lektura, która jednak nie zostanie na dłużej w głowie. Przeładowana akcją, mnoży tajemnice i zagadki, a finalnie nie daje zbyt wielu odpowiedzi. Można ją czytać jako komiks proekologiczny, jak również odczytywać jako przestrogę przed nadciągającą apokalipsą będącą skutkiem katastrofy klimatycznej. Te dwanaście zeszytów to z jednej strony aż nadto na tak prostą w gruncie rzeczy opowieść, z drugiej - trudno pozbyć się wrażenia, że niektóre zeszyty są sztucznie wypchane “watą”. Może gdyby więcej miejsca poświęcono motywacjom postaci (ojca, który opuścił dziewczynkę oraz tajnej sekty, która ją ściga), to finalny efekt byłby lepszy. A tak komiks sprawia wrażenie trochę niedokończonego - jakby wstępny szkic scenariusza został oddany rysownikowi bez dopracowania wątków pobocznych, a wszelkie niedociągnięcia w fabule starano się zamaskować natłokiem akcji.

6/10

Brak komentarzy: