> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

wtorek, 6 września 2022

Tony Stark. Iron Man. Tom 2 - recenzja

Pierwszy tom nowej serii o Iron Manie rozpoczynał się w ciekawym momencie dla tytułowego bohatera. Żelazny Mściciel wrócił niedawno z martwych dzięki przegraniu swoich wspomnień do nowego ciała i przez cały czas zastanawiał się, czy wciąż jest prawdziwym Tonym Starkiem, czy też tylko jego kopią. Dan Slott sięgał jednocześnie po stałe motywy z historii playboya/filantropa/geniusza/wynalazcy, czyli traumy po śmierci rodziców oraz walki z alkoholizmem. Niestety, podobnie jak w przypadku Spider-Mana tego scenarzysty, przygody Iron Mana jego autorstwa wydały mi się rozwodnione.



W drugim tomie, na który składa się dziewięć zeszytów, Slott otrzymuje pomoc od kolegów po fachu. Pierwszą historię, będącą tie-inem do „Wojny światów”, napisała Gail Simone, natomiast w kolejnych scenarzyście towarzyszyli Christos Gage i Jim Zub. Ma to pozytywny wpływ na jakość komiksu. Lektura jest przyjemniejsza, a całość zdaje się nie mieć przestojów. Nie zmienia to faktu, że fabuła Simone – jak to z tie-inami bywa – jest ciekawym bonusem i nie wpływa znacząco na główne wątki rozwijane przez Slotta. Jest jednak na tyle krótka, że umieszczenie jej w tomie zbytnio nie przeszkadza. Przy okazji scenarzystka ma ciekawy pomysł, by wycisnąć z tej błahej historyjki jak najwięcej radochy. Starka, którego atutami są geniusz i futurystyczna technologia, konfrontuje z magią i chciwym smokiem, który zwykł smażyć żywcem ludzi odzianych w zbroję. Innymi słowy – będzie głupiutko i zabawnie.

Właściwa historia autorstwa Slotta, Gage’a i Zuba wraca do wątków zapoczątkowanych w poprzednim tomie. Scenarzyści pamiętają, że bohater jest częścią większego uniwersum i nie boją się przyzywać kolejnych herosów do mniejszych i większych gościnnych występów. Jednocześnie każdy z nich ma swoją rolę do odegrania. Trudno oprzeć się jednak wrażeniu, że część z nich – np. Vision i Wonder Man – pojawiają się tylko po to, by uzasadnić powód niepowodzenia planu złoczyńcy.

W centrum opowieści znajduje się oczywiście Stark, a twórcy niby przedstawiają nową fabułę, ale tak naprawdę wracają do perypetii, z którymi bohater mierzył się już wielokrotnie. Przytłoczony problemami, niepewny słuszności obranej drogi i kuszony przez nałóg balansuje na krawędzi, a gdy sięgnie dna, przypomni sobie, dlaczego nosi czerwono-żółtą zbroję. Zakończenie jest otwarte, ale nie sposób oprzeć się wrażeniu, że Slott wprowadza nas do swojej wariacji „Demona w butelce”.

Czyta się to wszystko szybko i przyjemnie. Trudnością dla nowych czytelników może okazać się głębokie zakorzenienie w dawnych komiksach Marvela – pojawiają się odniesienia do niedawnych przygód, ale też do wydarzeń z brązowej i srebrnej ery komiksu. Slottowemu Tony’emu brakuje także ciętego poczucia humoru jego filmowej adaptacji. Nie zmienia to jednak faktu, że nowy „Iron Man” jest dobrą lekturą – nawet jeśli znów opowiada tę samą historię.

7/10

Autor recenzji: Jakub Izdebski

Brak komentarzy: