> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

poniedziałek, 12 grudnia 2022

Nieśmiertelny Hulk. Tom 2 - recenzja

Och jej, jak ja współczuję niczego nieświadomym malcom, którzy zachęceni pierdołowatym Bannerem z filmów Kinowego Uniwersum Marvela sięgnęli po „Nieśmiertelnego Hulka” Ala Ewinga. Brytyjski scenarzysta odmalował przygody jadeitowego olbrzyma w sposób, którego nie powstydziłby się David Cronenberg. Starsi czytelnicy będą bawili się dobrze, ale młodszych lektura może nieco straumatyzować.



Ewing sięga do skomplikowanej i trudnej historii Bannera, zupełnie zignorowanej przez twórców MCU. Powracają kolejne osobowości Hulka, starające się zapewnić przetrwanie swojemu ciału, a przede wszystkim osiągnąć wspólnie ustalony cel (którego tutaj nie zdradzę). Brytyjczyk pamięta, jak ważne jest dla naszego antybohatera pogodzenie różnych części jego jaźni. Przeskakując między nimi i wprowadzając nowe, tworzy porywająca historię o rozpadzie i składaniu od nowa psychiki. Niestety, osoby niezaznajomione z szalonymi przygodami Hulka mogą być zagubione.

Im zostaje warstwa artystyczna – degeneracji i ewolucji umysłu towarzyszą podobne procesy tyczące się ciała. Tom drugi nie idzie w bodyhorror tak bardzo, jak rozpoczęcie opowieści. Wciąż jednak zdarzają się momenty, przy których wrażliwsi zasłonią oczy. Twórcy nie mają litości – trupy padają nader często, a śmierć nigdy nie należy do cichych i spokojnych.

Ewing nie zapomina, że Hulk jest częścią ogromnego świata Marvela. Czerpie z niego w przemyślany sposób, wprowadzając mniej znanych bohaterów (wywodzący się z X-Men członkowie Alpha Flight) i antagonistów (Bushwacker, zwykle bijący się z Punisherem i Daredevilem) oraz wyciągając z komiksowego limbo osoby ważne dla Bannera (Rick Jones, etatowy pomocnik sporej części herosów). Wszystko to tworzy oryginalną i porywającą historię, wybijającą się spośród zalewu komiksów spod znaku Marvel Fresh.

„Nieśmiertelny Hulk” zbiera motywy dotychczas kojarzone z jadeitowym olbrzymem i serwuje je nam w nowym, intrygującym opakowaniu. Z braku lepszego określenia – efekt końcowy miażdży.

8/10

Autor recenzji: Jakub Izdebski

Brak komentarzy: