> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

wtorek, 6 lipca 2021

Hill House Comics. Toń [Joe Hill, Stuart Immonen] - recenzja

Z twórczością Joe’ego Hilla zetknąłem się za sprawą serii „Lock and Key”. Pierwszy tom pochłonąłem za jednym posiedzeniem i zaraz sięgnąłem po pozostałe – tę „pękły” podczas jednej podróży pociągiem. Gdy usłyszałem o wydaniu w naszym kraju serii horrorów promowanych nazwiskiem i współtworzonych przez owego autora, moja reakcja mogła być tylko jedna – "dajcie mi to jak najszybciej!".



„Hill House Comics” jest zbiorem miniserii, odwołujących się do różnych form opowieści grozy. Wcześniejszy „Kosz pełen głów” był makabryczną historią z krypty z przerażoną nastolatką w obowiązkowym białym topie w roli głównej. „Toń” skupia się na załodze statku ratowniczego, która zostaje wysłana w celu odnalezienia wraku jednostki należącej do potężnej i majętnej korporacji. Po przybyciu na wyznaczone miejsce misja szybko odjeżdża w rejony „Otchłani” i „Inwazji porywaczy ciał”, a motywy rodem z Lovecrafta łączą się z nigdy nierozwiązanymi matematycznymi problemami.

Hill bardzo dobrze nakreśla relacje między postaciami i każda z nich po dwóch stronach wydaje się bohaterem z krwi i kości – nawet jeśli autor odwołuje się do stereotypów (postać wysłannika korporacji rodem z filmu „Obcy: Decydujące starcie”). Nie ukrywa także swoich inspiracji – miłośnicy H.P. Lovecrafta szybko zauważą dosłowne odniesienia do jego twórczości. Z kolei bracia, będący jednymi z głównych bohaterów, noszą nazwisko Carpenter – nieprzypadkowo zbieżne z reżyserem filmów „Halloween” i (w tym wypadku przede wszystkim) „Coś”.

Mimo popkulturowej otoczki Hilla nie interesuje postmodernistyczna jazda, a przedstawioną historię traktuje jak najbardziej serio. Powoli rozwija intrygę, stawiając na budowanie przytłaczającego klimatu i desperacji bohaterów – z jednej strony odciętych przez arktyczne wody, z drugiej przez naukę wykraczającą poza rozumowanie przeciętnego człowieka. Wszystkiego dopełniają świetne rysunki Stuarta Immonena. Z tym artystą po raz pierwszy zetknąłem się przy okazji kolorowej superbohaterszczyzny od Marvela. Na szczęście dzięki umiejętnemu stosowaniu cieniowania oraz posępnym barwom Johna Stewarta jego prace idealnie wpasowują się w pisaną przez Hilla historię.

„Toń” jest kolejnym dowodem na wszechstronność syna Stephena Kinga. Chociaż powraca on do swych ulubionych motywów – tutaj w centrum, niczym w „Lock and Key”, znajduje się relacja trójki rodzeństwa – zawsze przedstawia je w nieco inny sposób. Dla fanów jego poprzednich prac i wielbicieli nieco bardziej skomplikowanych historii z dreszczykiem rzecz obowiązkowa.

8/10

Autor recenzji: Jakub Izdebski

Brak komentarzy: