> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

wtorek, 11 lutego 2020

Recenzja: DMZ – Strefa zdemilitaryzowana

Pierwszy tom „DMZ” ukazał się po polsku w 2008 roku za sprawą nieistniejącego już wydawnictwa Manzoku. W styczniu 2020 po serię Briana Wooda (scenariusz) i Riccardo Burchielliego (rysunki) ponownie sięgnęło wydawnictwo Egmont, dając czytelnikom album w twardej oprawie o podwójnej objętości (10 oryginalnych trejdów w nowej polskiej edycji zamknie się w sumie w pięciu tomach) i z nowym tłumaczeniem, za które odpowiada Tomasz Kłoszewski.



W oryginale seria miała premierę w 2003 roku i była wynikiem politycznego napięcia związanego z zamachem z 11 września i wysłaniem do Iraku pierwszej tury amerykańskich żołnierzy. Wood prezentuje ówczesną Amerykę, którą ogarnął wewnętrzny konflikt – Nowy Jork staje się areną działań zbrojnych na pełną skalę. W sam środek tego szaleństwa trafia początkujący reporter, a gdy jego obstawa i bardziej doświadczeni koledzy zostają zestrzeleni i giną w katastrofie helikoptera, będzie zdany tylko na siebie. Za główny cel obierze sobie przetrwanie, ale postara się też relacjonować wydarzenia mające miejsce na Manhattanie, w tytułowej „strefie zdemilitaryzowanej”, gdzie pozornie wciąż żyją ludzie niezaangażowani w żadną ze stron konfliktu.

Z głównym bohaterem historii łatwo się utożsamić, bo podobnie jak czytelnik jest on zagubiony w nowym świecie, musi go poznać i nauczyć się w nim funkcjonować. Wood sprawnie prowadzi historię (choć pierwszoosobowa narracja bywa momentami natarczywa), stopniowo pozwala poznać nam nowe realia, a w historii nie brakuje też dramatycznych zwrotów akcji. Scenariusz uzupełnia przyjemna dla oka warstwa graficzna w wykonaniu Burchielliego, zarówno całostronicowe kadry pełne rozmachu, jak i bardziej kameralne sceny dialogowe są tu narysowane klimatycznie i dają dobre pojęcie o tym, jak wygląda świat przedstawiony.


Pierwszy tom „DMZ” to naprawdę sprawne komiksowa robota, ciekawy scenariusz i porządne rysunki. Album może nie wzbudza specjalnej ekscytacji, ale czyta się go z zainteresowaniem i bezboleśnie przewraca kolejne strony. Nie powiem, że z niecierpliwością oczekują kolejnych rozdziałów tej historii, ale jeśli nadarzy się okazja, to z chęcią po nie sięgnę.

7/10

Brak komentarzy: