Złota Era to okres w historii amerykańskich komiksów superbohaterskich od 1938 do 1956 roku. Właśnie wtedy rodziło się wielu znanych dziś bohaterów - Superman, Batman, Flash czy Green Lantern. Część z nich posiadała inne tożsamości, wyglądała inaczej, a ich moce miały inne źródło. Większość historii z tamtego okresu dla dzisiejszego czytelnika jest niestrawna - fabuły są naiwne, a rysunki toporne. Mimo to nie można nie docenić wkładu herosów Złotej Ery na rozwój światowej popkultury. Największe triumfy komiksu superbohaterskie tamtego czasu święciły podczas II wojny światowej, pełniąc funkcje propagandowe i trafiając na do żołnierzy na front. Po wojnie herosów w maskach i pelerynach zastąpiły horrory, westerny i opowieści sci-fi.
“JSA: Złota Era” Jamesa Robinsona (scenariusz) i Paula Smitha (rysunki) w fabule odzwierciedla to, co z komiksami superhero działo się po wojnie. Tytułowe Amerykańskie Stowarzyszenie Sprawiedliwości rozpada się, a jego członkowie - Hawkman, Atom, Green Lantern, Johnny Quick, Starman - idą każdy w swoją stronę. Bohaterowie ci są zagubieni w codzienności, bo dotychczas ich życie definiowała walka ze zbrodnią. Teraz, gdy czas superbohaterów przeminął, nie są oni więcej potrzebni, nie mają celu, nie wiedzą co ze sobą zrobić. Jedni podejmują się dorywczych prac, inni rozpatrują przeszłość spisując wspomnienia.
Tak jak w rzeczywistości komiksy superbohaterskie po II wojnie światowej straciły na popularności, tak w fabule komiksu Robinsona i Smitha bohaterowie przestali być idolami tłumów. Scenariusz zgrabnie nawiązuje zarówno do historii (powojenna Ameryka pod rządami Trumana, a jeszcze przed “polowaniem na czarownice” McCarthy’ego), jak i przeszłości komiksowego medium, a pokazując rozbitych i zagubionych herosów muszących dostosować się do nowej rzeczywistości w ramach obranej konwencji prezentuje również niewyeksploatowany motyw stresu pourazowego (PTSD), który udziela się wielu byłym herosom.
Powyższy akapit daje jasno do zrozumienia, że “JSA: Złota Era” nie jest typowym komiksem superhero. Ta czteroczęściowa miniseria (zeszyty o zwiększonej objętości) bardziej może przywoływać na myśl dekonstrukcje gatunku w rodzaju “Strażników” Alana Moore’a, niż to, co w bieżącej ofercie ma wydawnictwo DC. Kolejne strony wypełniają codzienne rozterki bohaterów, których chwała dawno minęła. Zresztą same postaci, wyciągnięte z komiksów z lat 40. w większości nie są bohaterami, których losy śledzimy dziś z zapartym tchem. Nie ma tu Batmana czy Supermana, a tożsamości Flasha i Green Lanterna są inne niż te najbardziej znane.
To komiks dla wszystkich, którzy nad spektakularną akcję przedkładają dobrze zarysowane portrety psychologiczne postaci, lubią metatekstualne narracje zahaczające o historię komiksowego medium oraz albumy, którym przyświeca od początku pewien wyrazisty pomysł. Nie znaczy to, że zabraknie tu starej dobrej bijatyki - choć intryga “jak ze starego Bonda” rozgrywa się gdzieś w tle, to w finale nie zabraknie wielkiej potyczki między licznymi zamaskowanymi herosami. Dodając do tego fakt, że rysownik Paul Smith i i kolorysta Richard Ory nawiązują w swoich pracach do stylu komiksów z lat 40. (uproszczona kreska i płaskie kolory), otrzymujemy komiks jedyny w swoim rodzaju. Album z pewnością nie dla wszystkich, ale nieco ambitniejszą odsłonę superbohaterskich opowieści o dawno zapomnianych herosach ze Złotej Ery.
8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz