> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

wtorek, 31 października 2023

Wiedźmin: Ballada o dwóch wilkach - recenzja

“Ballada o dwóch wilkach”, trzeci Sztyborowy “Wiedźmin”, to trochę inny komiks niż dwa poprzednie (“Zatarte wspomnienia”, “Wiedźmi lament”) - weselszy, zabawniejszy, nastawiony na intertekstualną zabawę. Bardziej przypomina postmodernistyczne opowiadania Sapkowskiego z początków jego kariery (gdy na potrzeby przygód Geralta przepisywał znane baśnie), niż questy z gry zahaczające temat ludzkiej moralności i kondycji świata. Przede wszystkim udowadnia on, że scenarzysta Bartosz Sztybor, nagrodzony niedawno Hugo Award za komiks z uniwersum “Cyberpunk 2077”, coraz lepiej czuje się w świecie Sapkowskiego i towarzyszących mu gier CD Projekt Red.



“Ballada o dwóch wilkach” to fabuła z zagadką kryminalną w tle, w której łatwo wskazać inspiracje baśniami braci Grimm o Czerwonym Kapturku czy Trzech Małych Świnkach (a kto lubi lalkowe animacje, ten ucieszy się z drobnego nawiązania do pewnej oscarowej średniometrażówki). Wiedźmin w poszukiwaniu zleceń trafiają do Grimmwaldu, a towarzyszy mu Jaskier starający się ułożyć nową balladę o heroizmie swego białowłosego druha. Mężczyźni szybko wikłają się w intrygę, gdzie pierwsze skrzypce grają wilkołak, piękna dziewoja w czerwonym stroju martwiąca się o babcię i trzy nikczemne siostry Schwinke. Jak łatwo się domyślić: pozory mylą, wszyscy kłamią a cała sprawa jest bardziej zawiła, niż się na pierwszy rzut oka wydaje.

“Zatarte wspomnienia” i “Wiedźmi lament”, poprzednie komiksy ze scenariuszem Sztybora rozgrywające się na Kontynencie, chwaliłem za ukazanie ludzkiego oblicza Geralta - pełnego wątpliwości, dręczonego wyrzutami sumienia, zastanawiającego się nad sensem własnej profesji i konsekwencjami, które niesie zabijanie potworów. Nie trudno odgadnąć, że podobnym rozterkom towarzyszył raczej posępny klimat, a i oprawa graficzna była dopasowana do atmosfery panującej w opowieściach zadających pytania o ludzką moralność w świecie zamieszkanym przez potwory. “Ballada o dwóch wilkach”, jak już wspominałem, odcina się tonalnie od poprzednich dwóch albumów. Mimo że i w niej nie brakuje gorzkich i przewrotnych momentów, to całość jest nieporównywalnie lżejsza.

To wypadkowa kilku elementów. Próby ułożenia ballady przez Jaskra (niekiedy, co tu dużo mówić, grafomańskie) co chwilę rozbijają napięcie i zapewniają oczywisty kontrapunkt dla zabarwionej mrokiem historii Grimmwaldu. Również postaci poboczne mają swój niezaprzeczalny urok - ponętna i tajemnicza Czerwona intryguje, gadatliwy Jaskier ma świetną chemię z Geraltem a - mój faworyt - nieprzebierający w słowach Pioter zostaje w mej pamięci na długo dzięki jego kwiecistemu językowi (dawno żadne wulgaryzmy nie brzmiały w tekście kultury tak poetycko, a jednocześnie były całkowicie integralną częścią charakteru postaci, dodającą jej wiarygodności). Wartka fabuła i nienachalny humor wyraźnie odróżniają “Balladę o dwóch wilkach” od takiego “Wiedźmiego lamentu”. A i tak największa zmiana dokonała się "na ołówkach".


Sztyborowe “Wiedźminy” mają szczęście do rysowników, a Miki Montlló to strzał w dziesiątkę. Po ociekającej brudem warstwie graficznej “Wiedźmiego lamentu” “Ballada…” urzeka cartoonowym zacięciem (wybaczcie mi te ciągłe porównania, ale jakoś nie mogę się nadziwić jak twórcy zawrócili tu na ręcznym z wcześniej obranego kierunku i dali gaz do dechy). Kadrowanie jest klimatyczne, sceny akcji zachwycają dynamiką, projekty postaci mają w sobie coś oryginalnego (mimika postaci niejednokrotnie potrafi wywołać uśmiech na twarzy) i nie są tylko powieleniem tego, co znamy z gier. Całość ma świetne tempo i po intensywnych sekwencjach walk dostajemy czas na oddech, nie można nic zarzucić klarowności opowiadania, bo Montllo świetnie operuje obrazem (napięcie w niemej sekwencji można kroić mieczem na potwory).

Jak już pewnie się domyślacie po powyższych akapitach, “Ballada o dwóch wilkach” to mój ulubiony komiksowy “Wiedźmin”. Podoba mi się, że w jakiś sposób to powrót do korzeni cyklu, czyli zabawa baśniowymi motywami. Co ważne - jak w najlepszych opowiadaniach Sapkowskiego - kreatywna, pomysłowa, stojąca na własnych nogach, nie uginająca się pod ciężarem pierwowzoru. Jednocześnie daje masę odbiorczej satysfakcji dzięki lekkiej formie, ale też nie ucieka od goryczy i rozczarowania światem, które są częste dla przygód Geralta (zwłaszcza w przewrotnym i gorzkim zakończeniu).

Całość jest wartko prowadzona, ma świetne dialogi i doskonale się sprawdza w komiksowym medium. Zarówno pod względem scenariusza, jak i rysunków, to idealny dowód na to, że nawet “tytuły na licencji” mogą wybijać się mocno ponad przeciętność i poziom zrobionej na odwal się “fuchy na zlecenie”. Po lekturze “Ballady…” są we mnie dwa wilki - jeden chciałby, żeby ten komiks był dłuższy o jakieś dwa zeszyty, bo wtedy Sztybor i Montllo mogliby zaprezentować w nim więcej pomysłów. Drugi nie zmieniłby w nim absolutnie nic.

9/10

Brak komentarzy: