> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

wtorek, 10 maja 2022

Amazing Spider-Man, tom 4. Ścigany - recenzja

Opasłe tomiszcze zawierające czwartą część przygód Petera Parkera pióra Nicka Spencera stanowi pierwsze podsumowanie runu scenarzysty. Kilka rozwijanych od pierwszego zeszytu wątków zostaje rozwiązanych, a na ich miejsce oczywiście zaraz pojawiają się nowe – wszak pajęczy tasiemiec musi trwać. Swój pierwszy pajęczy event twórca „Lepszych wrogów” ubiera w szaty requela „Ostatnich łowów Kravena”. Na szczęście nie jest to powtórka z „Diabła stróża” Kevina Smitha, który w podobny sposób potraktował „Odrodzonego” franka Millera. Ze swojego starcia z klasyką Spencer wychodzi z tarczą.



Siergei Krivanoff znów wyrusza na polowanie. Ok, nie do końca. Tym razem jest tylko organizatorem. Łowcami okaże się grupa zblazowanych nowobogackich, a zwierzyną plejada mniej lub bardziej znanych superzłoczyńców – od starych wyjadaczy pokroju Sępa i Rhino po chodzące żarty w rodzaju Gibbona i Warlusa. Plany Kravena nie ograniczają się tylko do zapewnienia rozrywki watasze snobów. Oczywiście w centrum jego zainteresowań znajduje się Spider-Man.

Jak wszyscy dobrze pamiętamy, pod koniec „Ostatnich łowów” Kraven ginął z własnej ręki. Losy jego powrotu do krainy żywych oraz burzliwego rozprawienia się z rodziną Spencer streszcza w prologu. Scenarzysta nie wchodzi w szczegóły, ale na kilku kadrach uzmysławia wszystkim, że odrodzenie łowcy nie należało do najprzyjemniejszych. Wzorem wspomnianej wcześniej historii, narrację „Ściganego” prowadzi serią wewnętrznych monologów różnych bohaterów. Tych jest całkiem sporo. Poza kilkudziesięcioma złoczyńcami na trzecim planie swoje pięć minut otrzymują m.in. Black Cat, Lizard i Vulture. Spencer sprawnie przeskakuje między liczną obsadą, pokazując, że na każdego z większych graczy ma pomysł. Szczególnie dobrze czyta się perypetie Sępa, który w trudnej sytuacji okazuje się najlepszym z najgorszych, oraz Jaszczura, którego wątek znajduje tutaj przejmujący finał. Sprawdzają się także Black Ant i Taskmaster jako najokropniejsi najlepsi kumple po złej stronie uniwersum Marvela.

W centrum znajduje się jednak relacja Pająka z przeciwnikiem, który swego czasu pochował go na dwa tygodnie w ziemi. Kraven wyjawia prawdziwe oblicze swojego planu powoli, a ostateczna konfrontacja Spider-Mana z jego antagonistą przynosi bardzo dużo satysfakcji. Dobrze wypadają także cytaty z „Ostatnich łowów”, często odwracające znane sceny – jak Mary Jane litująca się nad znalezionym w mieszkaniu robalem. Niestety, scenarzyście czasem zdarza się pójść o krok za daleko – np. w wypadku Vermina (którego zabraknąć tutaj przecież nie mogło).

Początek runu Spencera przywitałem bardzo entuzjastycznie, ale z tomami drugim i trzecim miałem już pewne problemy. Pojawiały się dłużyzny typowe dla Dana Slotta. Na szczęście „Ścigany” pokazuje, że Specner na początku drogi nie będzie popełniał błędów swojego poprzednika albo np. Briana Michaela Bendisa. Jego event wydaje się bardzo dobrze zaplanowany, a historia dostarcza fanom Pajęczaka masy frajdy. Prawdę mówiąc, nie pamiętam, kiedy lektura komiksu z Peterem Parkerem w roli głównej tak bardzo mnie wciągnęła i wywołała tyle uśmiechu na pyszczku („Lepszych wrogów” nie liczę). Czekam zatem na kolejne tomy.

P.S. Kraven w wykonaniu Ryana Otteley’a wygląda jak typowy przedstawiciel imperium viltrumiańskiego. To chyba przez te wąsy.

8/10

Autor recenzji: Jakub Izdebski

Brak komentarzy: