> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

czwartek, 26 maja 2022

X-Men: Era Apocalypse’a, tom czwarty: Zmierzch - recenzja

Zaczęło się od trzęsienia ziemi, czyli śmierci Charlesa Xaviera i ustanowienia nowej linii czasowej. Kończy się odliczaniem do nuklearnej zagłady. „Era Apocalypse’a” od początku nie bawiła się w subtelności, a finał zrealizowany jest wedle starej zasady „więcej, głośniej, mocniej”. Dzieje się sporo, trupy po obu stronach barykady liczone są w dziesiątkach, bohaterskie poświęcenie serwowane jest na zmianę z bolesnymi zdradami. Mimo to trudno przyznać, by koniec „Ery Apocalypse’a” miał jakikolwiek ciężar.



Zamysł, by osiem pomniejszych historii połączyło się w bombastycznym finale, był zaprawdę ambitny. Podczas lektury nie ma się wrażenia, by którakolwiek z fabularnych nitek była zbędna. Niestety, gorzej z wykonaniem. Scenariuszowo mamy przed sobą kwintesencję lat dziewięćdziesiątych – większość dialogów jest ekspozycyjna, a dopełnia je tekst w ramkach, także opisujący to, co widzimy na stronie. Najgorsze jest to, że często okazuje się on niezbędny, ponieważ na pierwszy rzut oka trudno stwierdzić, co się tutaj dzieje. Prym w nieczytelnych bazgrołach wiedzie Chris Bachalo w „Generation Next”, ale Roger Cruz, któremu przyszło narysować finał opowieści, depcze mu po piętach.

Przeszkadza to, tym bardziej że końcowy zeszyt jest przeładowany akcją. Niestety, jest to zwykle pozbawiona sensu nawalanka, a kilka postaci (jeśli w ogóle się pojawiają – część X-Men z niewiadomych powodów nie bierze udziału w ostatniej misji) nie otrzymuje godnego pożegnania. Boli to szczególnie w przypadku odkryć tego crossovera: młodziutkiej teleporterki Blink, dobrej wersji Sabretootha oraz Morpha. Kilka postaci z „Ery” przedostaje się do głównej linii czasowej i nie potrafię zrozumieć, dlaczego scenarzyści nie wskazali do tego zaszczytu żadnej z wyżej wymienionych. Do tego dochodzą liczne fabularne głupotki – na czele z mocami braci Summers, które w zależności od potrzeby działają na nich wzajemnie lub nie.

Ostatecznie „Era Apocalypse’a” ugina się pod ciężarem własnej legendy. Jasne, w porównaniu do takiej „Sagi klonów” to niebo a ziemia. Nie zmienia to jednak faktu, że dziś wydaje się ona nierówna, strasznie przegadana, a w finale niewiele znacząca. Tyle dobrego, że dała ona podstawę do innych historii. Blink pojawiła się później w ciekawych (przez pierwsze 30 zeszytów) „Exiles” o grupie mutantów z różnych wymiarów, którzy mają za zadanie naprawiać kolejne rzeczywistości. Sam świat został ciekawie wykorzystany przez Ricka Remendera w jego „The Uncanny X-Force”.

Na koniec zaznaczę, że nie poznaliśmy wszystkich rozdziałów „Ery Apocalypse’a”. W wydaniach zbiorczych zabrakło dwóch dwuzeszytowych serii: „X-Universe” opowiadających o ludzkim ruchu oporu i poczynaniach Mikhaila Rasputina, czwartego z Jeźdźców Apokalipsy. Z kolei „X-Men Chronicles” przedstawia wydarzenia rozgrywające się przed rozpoczęciem właściwej historii, m.in. śmierć Scarlet Witch z rąk Nemesisa oraz powód odejścia Gambita z drużyny Magneto.

6/10

Autor recenzji: Jakub Izdebski

Brak komentarzy: