> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

poniedziałek, 5 czerwca 2023

Amazing Spider-Man, tom 8: Dranie i łajdacy - recenzja

Nick Spencer bez wątpienia potrafi utrzymać zainteresowanie czytelnika komiksowym tasiemcem. To już ósmy tom jego „Spider-Mana”, a ja wciąż siadam do lektury z zaciekawieniem. Scenarzysta wydaje się patrzeć na fabuły swych komiksów z perspektywy fana Pająka. Co podobało mi się w przeszłości? Czego chciałbym więcej? Co mogłoby mnie zaskoczyć? Tak oto otrzymujemy niby standardowe przygody bohatera, wybijające się jednak ponad przeciętność ciekawym ukazaniem jego relacji z innymi postaciami i zręcznymi odniesieniami do bogatej mitologii Spider-Mana. Przy okazji wszystko zostało okraszone typowym dla Spencera poczuciem humoru.



Tom, na który składa się siedem zeszytów, trzyma się na dwóch postaciach – J. Jonah Jamesonie i Gogu. Dawny naczelny Daily Bugle i burmistrz Nowego Jorku od niedawna jest jednym z najzacieklejszych obrońców Spider-Mana, a scenarzysta w pełni wykorzystuje tkwiący w tym potencjał komediowy. Świetnie wychodzi to w podcaście dziennikarza, którego gościem jest Pająk. W docinkach obu stron szybko wychodzą dawne pretensje, a także ogrom emocji, jakie przez lata zaszły między dwójką bohaterów. Jameson nigdy nie był przecież postacią jednoznacznie negatywną. Groteskową – tak, egocentryczną – jak najbardziej, zaślepioną nienawiścią do zamaskowanych bohaterów – no ba. Jego antagonizm nigdy nie wynikał jednak z niskich pobudek – jak np. w MCU, moim zdaniem bardzo rozczarowującej interpretacji tej postaci. U Spencera Jameson to błazen, z którego porażek najpierw się śmiejemy, a później płaczemy razem z nim.

Natomiast Gog… Wielu może spytać: kim, do cholery, jest Gog? Wychowani na TM-Semic na pewno pamiętają finał „Zemsty Złowieszczej Szóstki”, w którym Ghost Rider i Hulk zostają nagle przydeptani przez ogromnego, pomarańczowego kosmitę. No, to właśnie jest Gog. Spencer robi z nim dokładnie to samo, co z Gibbonem kilka tomów wcześniej – dopisuje mu tragiczne backstory, po którym naprawdę niszowy złoczyńca staje się pełnokrwistą postacią. Więcej nie zdradzę, poza tym, że po finale jego wątku serce rośnie.

Oczywiście nie wszystko wypada idealnie. Motyw z urządzeniem zdolnym określić najbardziej prawdopodobny przebieg sytuacji jest – przynajmniej do tej pory – wygodnym wytrychem fabularnym (chociaż zobaczymy, jak scenarzysta ostatecznie je wykorzysta). Chyba nikt już nie śledzi intrygi Kindreda, wciąż działającego zza kulis wielkiego złego runu Spencera. Niemniej znów trzeba przyznać – przywrócenie przez niego do życia jednego z klasycznych przeciwników Pająka może mieć interesujące następstwa.

Z ósmym tomem run Spencera wszedł w swoją drugą połowę. Cieszy, że mimo czterdziestu zeszytów za pasem, scenarzysta nie złapał zadyszki, a jego pomysły na urozmaicenie świata Spider-Mana – między innymi trudna relacja z Boomerangiem – wciąż bawią. Mam nadzieję, że nie zmieni się to w kolejnych przygodach "Niesamowitego Spider-Mana" jego pióra.

7/10

Brak komentarzy: