poniedziałek, 25 lipca 2011
212 - Kąpiel w "Martwym Jeziorze"
Zanurzyłem się całkowicie w "Martwym Jeziorze" i długo pływałem pod powierzchnią wody nie mogąc wyjść z podziwu. Teraz - ociekając wodą na brzegu - czekam. Czekam na "Drugą Burzę", zapowiedzianą i niezbędną kontynuację. Drżę z zimna zakładając zbroję i modlę się, by kontynuacja była równie dobra co pierwsza część. Zapinam pas z mieczem i myślę, że oczywiście mogłaby być też lepsza, jednak to w zupełności wystarczy jeśli będzie "tylko" świetna.
Pełna recenzja książki Marcina Mortki do przeczytania tutaj.
poniedziałek, 18 lipca 2011
211 - Immortal Suicide by Pums
Kamilowi Karpińskiemu tak bardzo spodobał się zamieszczony w internecie fragment scenariusza do Immortal Suicide, że postanowił go zilustrować. Efekty Jego pracy poniżej.
Inne prace Pumsa można zobaczyć tutaj.
Więcej o Immortal Suicide możecie dowiedzieć się dzięki kilkukrotnemu kibicowaniu, jakim zaszczycił nas Ziniol. Tu linek.
Co do samego komiksu - ja skończyłem scenariusz i poprawki do niego. Zaczynam się bawić z drugą częścią, ale bardzo powolutku i na spokojnie. Magda narysowała w szkicu dziewięć plansz. Norbert pokolorował kilka kadrów. Od dłuższego czasu od Magdy nie ma znaku życia. Rybb zajmuje się natomiast Goldenem, który finalnie nie poszedł na konkurs Ligaruty Silence, ale być może trafi do konkursu MFK-owego.
Komiksowo dużo się u mnie dzieje, ale nic nie mówię, by nie zapeszyć. Więcej info już wkrótce. Jeśli wszystko pójdzie dobrze.
Oglądam sobie "Trawkę", świetny serial. Byłem na "Transformers 3", ale o tym napiszę kiedy indziej.
Inne prace Pumsa można zobaczyć tutaj.
Więcej o Immortal Suicide możecie dowiedzieć się dzięki kilkukrotnemu kibicowaniu, jakim zaszczycił nas Ziniol. Tu linek.
Co do samego komiksu - ja skończyłem scenariusz i poprawki do niego. Zaczynam się bawić z drugą częścią, ale bardzo powolutku i na spokojnie. Magda narysowała w szkicu dziewięć plansz. Norbert pokolorował kilka kadrów. Od dłuższego czasu od Magdy nie ma znaku życia. Rybb zajmuje się natomiast Goldenem, który finalnie nie poszedł na konkurs Ligaruty Silence, ale być może trafi do konkursu MFK-owego.
Komiksowo dużo się u mnie dzieje, ale nic nie mówię, by nie zapeszyć. Więcej info już wkrótce. Jeśli wszystko pójdzie dobrze.
Oglądam sobie "Trawkę", świetny serial. Byłem na "Transformers 3", ale o tym napiszę kiedy indziej.
wtorek, 12 lipca 2011
210 - Wakacje w piekielnym hotelu
Wraz z Rybbem zaliczyliśmy krótkie wakacje w Hell-Hotel. Szybko się zmyliśmy i został po nas tylko pasek. Bez sprzączki. Dziękujemy właścicielowi Maćkowi za gościnę.
A oto jak tam trafiliśmy:
Środek nocy. Kręta droga wiedzie przez stary i gęsty las. Samotna błyskawica rozświetla co jakiś czas zasnute czarnymi chmurami niebo. Ziemia drży od potężnych grzmotów, wydaje się, jakby niebo miało zaraz runąć nam na głowy. Skręcamy w jedną z bocznych dróg i dojeżdżamy do jakiegoś zapyziałego budynku. Patrzę na Rybba, on patrzy na mnie i wyskakujemy z auta. W ulewnym deszczu rzucamy się do wejścia. Nasze wysiłku podziwia kruk i wesoło rechocze, o ile oczywiście kruki potrafią rechotać. Wchodzimy i wita nas niedorozwinięty boy hotelowy. Przechodzimy obok bez słowa i zmierzamy ku recepcji, ciesząc jednocześnie wzrok widokiem biegnącej pokojówki. Przez chwilę zastanawiamy się, przed czym ucieka, lecz odpowiedź już wypada zza zakrętu - obleśny staruch w białym kitlu. Zniesmaczeni podchodzimy do recepcji. Mierzymy nieprzychylnym wzrokiem typa siedzącego po drugiej stronie, a on nieprzychylnym wzrokiem mierzy nas. Patrzymy na siebie przez chwilę, jak na starych westernach. Wiemy, że źle trafiliśmy. Już pół godziny później wylatujemy. Powody były - prawdopodobnie - dwa. Zarywanie do pokojówki wywołało reakcję łańcuchową - właściciel krzyknął "Odwalcie się, geje!", co z kolei w naturalny sposób napędziło nasze pięści. Wychodząc, widzieliśmy jak typ okłada wspomnianego wcześniej kruka kijem od szczotki. Brutal jeden. Szatana syn! Tfu! Schodzimy po trzech spróchniałych stopniach i toniemy w mroku nocy. Burza milknie... Ruszamy dalej. Dopiero w aucie orientuję się, że nie mam paska.
A oto jak tam trafiliśmy:
Środek nocy. Kręta droga wiedzie przez stary i gęsty las. Samotna błyskawica rozświetla co jakiś czas zasnute czarnymi chmurami niebo. Ziemia drży od potężnych grzmotów, wydaje się, jakby niebo miało zaraz runąć nam na głowy. Skręcamy w jedną z bocznych dróg i dojeżdżamy do jakiegoś zapyziałego budynku. Patrzę na Rybba, on patrzy na mnie i wyskakujemy z auta. W ulewnym deszczu rzucamy się do wejścia. Nasze wysiłku podziwia kruk i wesoło rechocze, o ile oczywiście kruki potrafią rechotać. Wchodzimy i wita nas niedorozwinięty boy hotelowy. Przechodzimy obok bez słowa i zmierzamy ku recepcji, ciesząc jednocześnie wzrok widokiem biegnącej pokojówki. Przez chwilę zastanawiamy się, przed czym ucieka, lecz odpowiedź już wypada zza zakrętu - obleśny staruch w białym kitlu. Zniesmaczeni podchodzimy do recepcji. Mierzymy nieprzychylnym wzrokiem typa siedzącego po drugiej stronie, a on nieprzychylnym wzrokiem mierzy nas. Patrzymy na siebie przez chwilę, jak na starych westernach. Wiemy, że źle trafiliśmy. Już pół godziny później wylatujemy. Powody były - prawdopodobnie - dwa. Zarywanie do pokojówki wywołało reakcję łańcuchową - właściciel krzyknął "Odwalcie się, geje!", co z kolei w naturalny sposób napędziło nasze pięści. Wychodząc, widzieliśmy jak typ okłada wspomnianego wcześniej kruka kijem od szczotki. Brutal jeden. Szatana syn! Tfu! Schodzimy po trzech spróchniałych stopniach i toniemy w mroku nocy. Burza milknie... Ruszamy dalej. Dopiero w aucie orientuję się, że nie mam paska.
sobota, 2 lipca 2011
209 - Mocno zakrapiana Karcianka
Już od dawna zbieram się, by napisać coś na temat Fabularyzowanej Kolekcjonerskiej Gry Karcianej Jakub Wędrowycz. Przez ten czas dużo się wydarzyło (m.in. świetnie zdałem chyba najważniejszy egzamin w życiu), sporo wódki upłynęło, a stosik książek i komiksów do recenzji niebezpiecznie urósł zamiast zmaleć (spokojnie, wszystko będzie, niestety codzienna praca od 8-ej do 16-ej zabija we mnie chęć robienia czegokolwiek poza spaniem).
Ale może po kolei.
W okolicach 23-ego czerwca odbył się konkurs komentatorski na facebooku. Wystarczyło w komentarzu pod postem Artura Machlowskiego wyrazić chęć udziału w przedpremierowym pokazie karcianki Jakub Wędrowycz. Pomyślałem, że nie mam nic do stracenia i już następnego dnia Artut zaprosił mnie do krakowskiej siedziby valkirii. Ucieszyłem się, bo skoro nie pojechałem na Bałtycki Festiwal Komiksu to chociaż w Wędrowycza "se" pogram.
Dobra, dość wstępów, bo zaczynam przynudzać.
Trochę przed 16-stą stawiłem się w wyznaczonym miejscu. Po krótkim wyjaśnieniu zasad i jednej partyjce na jednego gracza (tak, co bardzo fajne, w FKGK można grać samemu!) zaczęliśmy grać w więcej osób.
Jako, że było to jeszcze przed oficjalnymi pokazami (JEDEN Z NICH DZISIAJ! Więcej ifno tu), karty były mocno prototypowe, nie dopieszczone tak jak ich finalne wersje, z nieco innymi grafikami, bez cytatów itp. Mimo to, grało się świetnie. Muszę przyznać, że mało grywam w takie gry (coś tam kiedyś próbowałem w Warhammera, Magica i jakieś RPGi, ale na owych próbach się skończyło...), więc jestem mocno casualowym graczem, a mimo to gra jest bardzo posta i daje ogromną ilość zabawy!
I tutaj przychodzi czas, by pochylić w pokorze głowę - gdy pierwszy raz usłyszałem o FKGK Jakub Wędrowycz, podszedłem do tego bardzo sceptycznie. Pomyślałem, że to jakieś marne coś, mające na celu wydojenie kasy z fanów Pilipiuka. O, jakże się myliłem! Przepraszam i kalam się, przyznając do głupoty i bijąc głową o biurko! ...Au!
Gra jest świetna (wiem, powtarzam już to któryś raz, no ale co zrobić, skoro to prawda...? Przecież nie będę Was okłamywał...). W talii podstawowej (zestaw startowy), składającej się z sześćdziesięciu kart, mamy jedną kartę Herosa (którym jest oczywiście Jakub, jeden z dwunastu, w każdej talii możemy trafić na innego, z czego ten najlepszy - Terminator Napędzany Samogonem - pojawia się w 20 zestawach na 1000!), sześć kart Miejsc (do których trafiamy podczas rozgrywki), sześć kart Wrogów (z którymi przyjdzie nam się zmierzyć podczas Przygody w wylosowanym Miejscu). Pozostałe 47 kart to karty Fuch (misje specjalne, po wykonaniu których dostajemy bonusy), Gratów (bronie jak np. widły, odzież ochronna jak np. gumofilce i trunki jak np. truskawkowa pryta, która na szybkości i jednorazowo daje nam dodatkowe punkty do statystyk). Ostatnie z kart to karty Efektów, które możemy zastosować na Wrogu lub na sobie. Efekty bywają trwałe (Zew Krwi), jak i jednorazowe (Groźna Mina).
Podczas, gdy gra drugi gracz (Rozlewający), my - by utrudnić mu życie - możemy z-upgrade-ować Wrogów, wyposażając ich w Broń, lub dając Efekt.
Grę wygrywa ten, kto zdobędzie najwięcej punktów Sławy (jedna z trzech statystyk, obok Siły i Mocy, które znajdują się na kartach Herosa i Wrogów). Pokonanych Wrogów(np. Bardaków, a co!), posyłamy do Mogiły, a po odwiedzeniu sześciu Miejsc i tym samym zakończeniu Małej Przygody dodajemy ich punkty Sławy do własnych, dodajemy wszelkie bonusy i voila! Kto ma więcej Sławy, ten wygrywa.
Bardzo fajnym pomysłem było umieszczenie na każdej karcie cytatu z prozy Andrzeja Pilipiuka. Już same te cytaty wywołują uśmiech ("A potem wszyscy rzygali długo i szczęśliwie"). Dodatkowo, gdy ktoś skończy turę, musi to odpowiednio zakomunikować, krzycząc "POLEJ!". A gracz, którego kolej teraz następuje, nie ma wyjścia i musi... polać. I trzeba wypić.
Piwo "Perła" również wchodzi gładko podczas rozgrywki, to trzeba przyznać.
I właśnie, dochodzimy do momentu, kiedy należałoby wyjaśnić (a może trzeba to było zrobić trochę wcześniej), dlaczego karcianka Jakub Wędrowycz to również gra Fabularyzowana, jak głosi tytuł. Właściwie model fabularyzowany włącza się dopiero po kilku Przygodach i gdzieś koło trzeciego piwa. Rzecz polega na tym, że gracze powinni snuć Opowieść... Co właśnie robi Jakub, czemu znalazł się na cmentarzu w samo południe, dlaczego Wroga atakuje z dyńki i czemu - do cholery! - ma na sobie gorącą Uszankę, skoro jest środek lata?!
Autorzy zapowiadają dodatki, które jednak - co ciekawe - nie "zepsują" podstawowej talii. Nie spotkamy się z sytuacją "sezonowości" gry - karty kupione na samym początku dalej będą użyteczne, a dziesiąty z kolei buster, będzie tylko dodatkiem, ciekawym urozmaiceniem. Trzymam za słowo.
Najnowsze wieści wskazują na drobny poślizg, jeśli chodzi o premierę gry. Warto jednak czekać! Nie wiem, czy kiedykolwiek lepiej bawiłem się przy jakichkolwiek kartach!
Na koniec, przypomnę jeszcze raz - dziś o godzinie 15:00 na terenie konwentu Krakon w Krakowie odbędzie się kolejna prezentacja gry karcianej "Jakub Wędrowycz". Mnie niestety zabraknie, jednak chętnie usłyszę Wasze opnie. Dajcie znać w komentarzach, czy Wam też się podoba!
By dowiedzieć się więcej o grze, przejdź na jej fanpage.
Subskrybuj:
Posty (Atom)