"Kriss de Valnor" to spin-off popularnego w Polsce "Thorgala"
stworzonego przez duet Van Hamme Rosiński. Seria odpryskowa przedstawia
przeszłość głównej bohaterki, jednej z najbardziej barwnych i niezwykle
lubianych przez czytelników postaci. Seria poboczna, pisana przez
Sentego, a rysowana przez de Vitę, nie miała dobrego początku. Drugi
tom, mimo pokładanych w nim nadziei, rozczarowuje jeszcze bardziej niż
pierwszy.
Moje główne zarzuty padają wobec scenarzysty komiksu – Yvesa Sentego.
Muszę się zgodzić z przeciwnikami twórczości tego pana – fabuła w
„Wyroku Walkirii” jest przewidywalna i nużąca. Z postaci, jaką pamiętamy
z głównej serii o Dziecku z Gwiazd, robi kogoś całkiem nam obcego. Z
uroczej buntowniczki o przyciągającym wzrok wyglądzie, Kriss, zmieniła
się w psychopatyczną i szukającą zemsty kobietę, której nic nie
powstrzyma przed wymordowaniem całej wioski. Działania Kriss są według
mnie słabo umotywowane i podczas czytania albumu gdzieś zniknęła cała
moja sympatia, jaką ją darzyłem. Album, mimo całkiem sporej dawki akcji
(która epatuje głównie zbytnią i zbyteczną w moim odczuciu
brutalnością), jaką zawiera, nuży i rozczarowuje. Poziom scenariusza
jest żenująco niski – poczynając od drętwych, banalnych i nienaturalnych
dialogów przez wrażenie, że całość powstała na kolanie podczas jednego
posiedzenia w świątyni dumania, po fakt, że komiks – który miał w
założeniu rozwijać i uatrakcyjniać główną serię – nic ciekawego do
świata Thorgala nie wnosi, a wręcz zaniża poziom, z jakim jest saga
kojarzona. „Wyrok Walkirii” przypomina mi trochę masowo tworzoną fantasy
ze świata np. Dungeons and Dragons, gdzie liczy się ilość, nie jakość, a
kilkudziesięciu autorów tworzy w tydzień książki liczące po pięćset
stron. Oczywiście, w niektórych przypadkach, ma to też swój urok, jednak
na próżno go szukać w „Wyroku Walkirii”.
To, co ratuje album, to rysunki Giulio de Vity. Artysta rysuje w
podobnej konwencji co Rosiński, jednak jego prace są mniej szczegółowe.
Rysownik skupia się na postaciach i obiektach, które znajdują się na
pierwszym planie i tylko zarysowuje to, co jest dalej. Takie
uproszczenia wychodzą komiksowi na dobre i oglądanie gotowych i
pokolorowanych stron może sprawić czytelnikowi sporo przyjemności. Spore
wrażenie mogą zrobić liczne splashpage’e, które znajdziemy w komiksie.
Niektóre – zwłaszcza ten dwustronicowy – chciałoby się aż powiesić na
ścianie.
Jak na razie seria o losach Kriss de Valnor wypada blado. Najgorsze jest
to, że poprzez nią najwięcej traci główna bohaterka, która z ciekawej i
barwnej postaci, jaką kochali czytelnicy, staje się kimś, kogo trudno
darzyć sympatią. Pozostaje mi tylko liczyć na to, że Sente się opamięta i
albo seria zostanie zamknięta (w końcu jest zupełnie niepotrzebna),
albo wróci stara, dobra Kriss. Nie wiem, co Sente zrobił z prawdziwą
Kriss, bo ta z jego serii na pewno nią nie jest, ale niech lepiej ją
szybko odda, by choć w najmniejszym stopniu odzyskać zaufanie
czytelników. W innym wypadku, opinia, że seria robiona jest tylko dla
pieniędzy, pozostanie w mocy.
Recenzja Kriss de Valnor - Wyrok Walkirii została pierwotnie opublikowana na Alei Komiksu.
P.S. Notki ze słowem "cycki" mają więcej wejść. Ciekawe czemu. :o