Wbrew zeszłotygodniowym obawom, odcinek bardzo ok.
SPOILERY
Na początek fajnie skręcona i dynamiczna walka. Bardzo lubię. Ponadto dwa intrygujące finały. Pierwszy, że wygrywa Ogar, choć przecież jego jednooki przeciwnik dzierżył płonący miecz. Miecz sprawiedliwości, przy pomocy którego Bestia (Ogar?) winna zostać ostatecznie pokonana. Ciągnąc tą teorię dalej - jednooki jako Archanioł Uriel, "regent Słońca". Od Słońca do "Pana Światła" już niedaleko. Nadinterpretuję, ale sprawia mi to przyjemność. I tu przechodzimy do drugiego mocnego zakończenia - przeprowadzonego na szybkości wskrzeszenia jednookiego. Nie powiem, że mnie to nie zaskoczyło, bo zaskoczyło, a nie zwykłem kłamać.
Kumpel mi napisał: "dobry odcinek bo Ygritte". Cóż, też prawda.
Robb Stark zadziwia swoją głupotą. Żaden z niego Król Północy, a porywczy kretyn, który w zastraszającym tempie traci kolejnych sprzymierzeńców przez nieprzemyślane i samolubne decyzje. Chyba Wilk Północy zapomniał, że nie bawi się w piaskownicy, a prowadzi wojnę. Już ta jego żona grana przez Natalię Kukulską jest mądrzejsza. Chociaż tyle, że Rob ma więcej pary w łapie, niż Theon i zdekapitulował kogo trzeba w przyzwoitym tempie i przy minimalnej ilości powtórzeń. Chwali się.
Głowa do góry! Tym razem nawet Królobójca zaskarbił sobie trochę mojej sympatii. Choć przyjaciółmi pewnie nie zostaniemy.
Ciekawe co wyjdzie z matrymonialnych planów starego Lannistera i jak rozwinie się wątek córki Stannisa. Pożyjemy, zobaczymy.
KONIEC SPOILERÓW i koniec wpisu. Do następnego razu!