"Lodówka pełna głów" scenarzysty Rio Youersa i rysownika Toma Fowlera to kolejna opowiastka grozy sygnowana logiem Hill House Comics. To zarazem sequel "Kosza pełnego głów", w którym młoda dziewczyna o imieniu June mierzyła się z grupą skorumpowanych policjantów z małego miasteczka i przetrzebiała ich populację dzięki pomocy magicznego toporka.
Od razu zaznaczmy — w lodówce zmieści się o wiele więcej odciętych głów niż w koszyku. Mając tę wiedzę, nie powinno być zaskoczeniem, że w sequelu mniej jest atmosfery grozy, a więcej spektaklu w klimacie kina gore. W pierwszej części trupy mogliśmy zliczyć na palcach jednej ręki. W "Lodówce" zgony mamy co kilka chwil — rany cięte, rany postrzałowe, zmiażdżenia, połamania, a nawet zjedzenie przez rekina. Tak, jest rekin. I nie przypuszczacie nawet, w jaki sposób zostanie wykorzystany w fabule. Bardziej grindhousowy charakter opowieści podkreślają rysunki Fowlera, kreskówkowe i podbijające makabrę.
Więcej jest też artefaktów — obok toporka rodem z nordyckiej mitologii pojawiają się też trzy inne. Szkoda, że zaledwie jeden z nich zostaje jakoś wykorzystany i to dopiero w finale. Wszystko wydaje się prostym wytłumaczeniem postępującej makabry. Pretekstowi są także bohaterowie i ich antagoniści — pozornie zwykła para, która niby znalazła się w złym miejscu i czasie, oraz bezwzględny motocyklowy gang. No i rekin.
"Lodówka pełna głów" jest dla pierwszej części tym, czym "Teksańska masakra piłą mechaniczną 2" była dla kultowego filmu z 1974 roku. To historia opowiedziana w zupełnie innej tonacji i rytmie. Krwawa rozrywka, szybka lektura na wolny wieczór, w której pewną granicą dla potencjalnego czytelnika może być wszechobecna brutalność.
Przyznam, że miejscami bawiłem się całkiem nieźle, szczególnie gdy autorzy nie hamowali się w makabrycznych "epickich" momentach. Odcięta głowa podróżująca na porożu jelenia była jednym z nich. No i rekin. Jeśli ktoś liczył jednak na nieco bardziej klimatyczną pulpę, będzie rozczarowany.
6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz